niedziela, 12 września 2010

Medytacja 8. On jest źródłem ognia i zapala "swoich"...

24 XII 1968 r. Wigilia.
Mówi Matka Anny
(Matka Anny zmarła pod koniec 1965 r.) :
Jak poznasz sama szczęście, które panuje tu, zrozumiesz, czym było dla Niego samo zanurzenie w materię ziemską, wejście w atmosferę niskich instynktów nienawiści i zła. On był samą Miłością, niesłychanie subtelną, wrażliwą i czułą, a zdaną na prymitywizm, fałsz, głupotę i podłość ludzką. Jedyny odpoczynek znajdował w prostocie ludzi i w naturze. On nie był w stanie żyć w mieście, nawet współczesnym, takim jak Jeruzalem. Odczuwał każdy akt złości, każdą myśl wrogą jak uderzenie. Przecież cały należał do nieba - był Miłością!

Widzisz, miłość jest zawsze wrażliwa. To jej atrybut: zdolność współodczuwania, współradości, ale i współcierpienia. Miłość jest wspólną, bo to nie jest "nasza" miłość, ale zawsze i tylko Jego - w której i którą żyjemy, o ile zdolni jesteśmy ją przyjąć. Dlatego nigdy nikt na ziemi nie był "kochający" czy "dobry", był tylko zdolny do włączenia się w Jego miłość, która wtedy poprzez niego działała. Żaden człowiek nie "czyni dobrze" - czynu przez niego Bóg, a on tylko sobą służy Bogu, jest do rozporządzenia, a to wystarcza.

Oddanie się Bogu jest tym, czego On od nas pragnie.Jeśli postąpi tak cała ludzkość, będzie to koniec jej trudu i męki. Powstanie rzeczywiście Królestwo Boże. Oczekujemy też od was, abyście zrozumiawszy to, stawali do Jego dyspozycji, chcieli być Jego żołnierzami, chcieli walczyć o zbliżenie i wypełnienie Jego planów dla ziemi - abyście po prostu przestali żyć samopas, bez sensu i celu marnując życie, a włączyli się do wielkiej wspólnoty miłości. Poprzez zasłonę śmierci (która jest złudzeniem tylko) przenika ona ziemie i tam, gdzie sie przejawia, jest źródłem, początkiem, pierwszym ogniem przyszłych potężnych ognisk.

Czytałaś dzisiaj w Liście św. Pawła: "Aniołów swych czyni wichrami, sługi swoje płomieniami ognia". Tak jest, gdyż On sam jest źródłem ognia i zapala "swoich" płomieniem miłości. Wszystko, cokolwiek dzieje sie na ziemi ku dobru, co ulepsza, odradza, budzi, uduchawia, prostuje i rozwija, co tworzy, co żyje - jest działaniem Jego samego w swoich ludziach, w swoich przyjaciołach.
Oby i w tobie zyskał przyjaciółkę. Życzę ci tego z całego serca. Twoja kochająca Cię bezgranicznie matka.
(Anna "Świadkowie Bożego Miłosierdzia", cz.I, s. 111-112)

Ścieżki do medytacji:

"... Żaden człowiek nie "czyni dobrze" - czynu przez niego Bóg..."
Czy jestem zawsze "zdolny do włączenia się w Jego miłość"?

Pomyślę o osobach, którym nie pragnę współczuć w ich trudnych doświadczeniach.
Czasem przyczyną mojej obojętności mogą być moje zranienia. Kiedyś mi odmówiono współczucia... Ktoś był nieczuły na moje radości i cierpienia...
Brak doświadczenia wrażliwej miłości tworzy teraz we mnie przeszkodę dla łaski, czyni jakby niezdolnym do miłowania. Miłość własna nie pozwala dać drugiemu to, czego kiedyś odmówiono mi...

Do tej pory bolą tamte dawne urazy.
Mogę powiedzieć o nich Jezusowi. Postarać się nazwać teraz, jak czułem sie wtedy, kiedy żyłem pokrzywdzony.
Im bardziej pochylę się nad sobą - tym mocniej zadziała łaska uwolnienia mnie od skutków tamtych wydarzeń.
Przeszkoda dla łaski zacznie we mnie topnieć. Wytworzy sie miejsce na przyjecie miłości Jezusa. Działanie łaski będzie bez przeszkód formować we mnie zdolność do włączenia się w Jego miłość.

niedziela, 5 września 2010

Medytacja 7. Jest to pragnienie wzrostu w nas miłości

1 IX 1968 r. Uroczystość Wszystkich Świętych. Mówi Bartek:
Przecież ja jeszcze jestem - w ścisłym tego słowa znaczeniu - "duszą czyśćcową". Ale co to znaczy! Jakie to szczęście w porównaniu z życiem na ziemi, jaka radość, rozmach i możliwości naprawy, zadośćuczynienia za swoje przekroczenia, i to taką pracą, która jest szczęściem.

Wiesz, tu w ogóle nie ma "kar". Bóg daje szansę, daje pomoc i podtrzymanie. Największą naszą tragedią jest świadomość, że nie można cofnąć naszych "żyć", że się je zmarnowało, a mogło się przynieść Mu chwałę. Ale to jest tragedia niemożności odpłacenia za taką miłość, jaką On nas darzył zawsze; jest to pragnienie wzrostu w nas miłości i każda możliwość takiego rozwoju jest chwytana zachłannie. Chcemy nadrobić wszystkie przewiny i braki.

A więc "czyściec" jest tam, gdzie istniejemy my - ludzi nieśmiertelni, których On przyjął do siebie ze względu na swoją miłość i miłosierdzie; On, który rozumie nas dogłębnie, który wie, że Jego miłość nie pozostanie bez odpowiedzi, ale obudzi nas, odrodzi i ogrzeje. Przyjął nas jak zmarzłe ptaki, które w Jego cieple odtają i jeszcze będą nieść radość sobie i światu. I robimy, co można, aby być sobą - zdrowymi, zdolnymi do dawania, do wzrostu miłości.
(Anna "Świadkowie Bożego Miłosierdzia", cz.I, s.109-110)

Ścieżki do medytacji:
...Spotkanie z prawdą o moim życiu, o zmarnowanych szansach bycia wiernym Bogu, miłosiernym, wrażliwym i wyrozumiałym dla słabości bliźnich...
Na wieczny czas przebywania z Bogiem przygotowana jest dla mnie możliwość obudzenia, odrodzenia, wzrostu we mnie miłości...

A dzisiaj, w tym ziemskim życiu Pan Bóg usiłuje obudzić we mnie świadomość: czy moim życiem przynoszę Jemu chwałę?
Czy postępuję zgodnie z prawdą o mnie i o Nim, zgodnie z prawdą o tym, że jestem Jego dzieckiem?